31 stycznia 2011
Dobry dzień zaczyna się różnie. Dzisiaj, na przykład, Justyna obudziła Zbysia natrętnym telefonem.
– Wstawaj! Kobyłę do ogiera trzeba prowadzić! – wrzasnęła, gdy tylko usłyszała jego rozespany głos.
– Mietek niech poprowadzi – błyskawicznie odparował Zbysio, dając pokaz wirtuozerii w tak zwanej spychologii.
Wczoraj natomiast W SUMIE dobry dzień mieli Basia z Robertem. Oni, to mieli W SUMIE dobry tydzień. Pojechali sobie z Gdyni w góry, na narty. Zaraz pierwszego czy drugiego dnia Robert zjechał nie na nartach, tylko na barku.
– No i wiesz… Zamiast na stok, to jeździliśmy od szpitala do szpitala, aż go zdrutowali. Dzieciaki, jak się domyślasz, były zachwycone – westchnęła Basia, gdy już dojechali na weekend do mnie. – Robert wszędzie funkcjonował jako „ten narciarz z Gdyni”.
Wczoraj na spokojnie wyjechali na Wybrzeże. Basia zadzwoniła z Ostródy, że droga dobra, jadą sobie niespiesznie i że odezwie się, jak już będą w domu. Esemesa dostałam w nocy: „Jednak nie obeszło się bez przygód, zadzwonię jutro”.
No i zadzwoniła.
– Tankowałam już przed Gdańskiem. Wychodzę na parking i co widzę? Jakiś samochód taranuje Roberta, Robert się przewraca… samochód odjeżdża z piskiem opon, Robert leży…
O matko!
Okazało się, że gdy Basia płaciła za benzynę, na stację wjechało dwóch gówniarzy z dużą prędkością i o mało nie potrącili synka Basi i Roberta, idącego do toalety. Robert z ramieniem na temblaku wyskoczył z wozu i poleciał za gówniarzami, zwymyślał ich i zaczął dzwonić po policję. A gówniarze z piskiem opon ruszyli, potrącając Roberta, bo ten odruchowo zastąpił im drogę, żeby zatrzymać draństwo, aż dojedzie policja.
– Oczywiście upadł na ten zdrutowany bark! – jęknęła Basia. – No i wiesz… pogotowie, szpital, prześwietlenia.
Na szczęście bark nie był ponownie uszkodzony i zakończyło się na potłuczeniach i siniakach. Dlatego mówię, że to był W SUMIE dobry dzień, bo nic okropnego się nie stało. A mogło! Tydzień też W SUMIE był dobry, bo Robertowi tylko zdrutowali bark. A też MOGŁO być gorzej.
– No i Basia… no masz prawdziwego bohatera! – stwierdziłam z dumą, bo Robert mi cholernie zaimponował!
– Ale czy ja MUSZĘ mieć bohatera? Takiego co się rzuca na maskę? – jęknęła żałośnie Basia.
Nooo, kochanaaaa…. Z tą maską to może przesadził, ale BOHATEREM JEST I JUŻ!
A ja też mam ostatnio w sumie dobre dni, bo dużo się działo. Oto link do wywiadu, jaki przeprowadziła ze mną Agnieszka Janiszewska z Miesięcznika KULTURA SIEDLECKA z okazji 2. miejsca w plebiscycie na Wydarzenie Roku 2010.
http://kulturasiedlecka.pl/branch,e-kultura,article,310,zakladamy_klub_twardzielek.html
Mam też kapitalną recenzję „Jak to robią twardzielki…” na blogu Sabinkowe Czytanie:))
Oto link:
http://sabinkat1.blogspot.com/2011/01/jak-to-robia-twardzielki-mariola.html#comment-form
Druga kapitalna recenzja jest autorstwa słynnej Kobaltowej Wrony, mieszkającej na stałe w Szwecji:
http://7smoki.eu/?page_id=951
No i jest jeszcze recenzja Izy Mikrut, ostrej babeczki, której recenzje sobie ogromnie cenię, ale… pani Iza trochę mnie pogłaskała i mocno zjechała:))) Ona jest jak chirurg, operuje skalpelem po mistrzowsku i bez znieczulenia. I za to ją kocham też!:)) Czytajcie!
http://tu-czytam.blogspot.com/2010/12/mariola-zaczynska-jak-to-robia.html
Taki mam dobry dzień!