12 lutego 2012
Mało się tu udzielam, bo piszę. Chcę do końca zimy skończyć książkę. Wychodzi mi na to, że muszę uśmiercić całkiem fajnego faceta. Najlepiej tak, żeby nie cierpiał. Bo go lubię. Zadzwoniłam do Basi z Gdyni.
– Znajdź mi chorobę, na którą zejdzie efektownie trzydziestolatek i znajdź mi lekarstwo, które ma uśmiercić, ale nie uśmierci do końca – poprosiłam.
– Piszesz? – upewniła się. – To oddzwonię, bo teraz mam pacjenta.
Basia robi specjalizację z kardiologii.
– Proponuję tętniaka – powiedziała dwa dni później.
Tętniak! No tak! Idealnie.
Przypomniałam sobie niespodziewaną śmierć Krysi. Ścięło nas z nóg. Krysia była pełna życia. Leczyła wszystko, tylko nie tętniaka: trzustkę, nadciśnienie, nerwicę. Tętniaka jej nie zdiagnozowali. Jakieś dwa tygodnie po tomografii głowy, która nic nie wykazała, tętniak pękł. Po dwóch dobach śpiączki Krysia zmarła.
Do książki taka śmierć mi pasowała.
– To omówimy szczegóły, jak przyjadę – zaproponowała Basia.
Zatrzymała się u mnie z rodziną w drodze w góry. Wieczorem, przy winie omawiałyśmy wszelkie objawy i symptomy choroby, które byłyby najbardziej filmowe. Znaczy książkowe. No, super!
– Wiesz, co? Zadzwońmy do Małgosi. Przecież ona jest neurologiem!
Faktycznie. To telefon w garść i za chwilę Małgosia śmieje się po drugiej stronie:
– Piszesz, tak?
Słucha naszych rewelacji, słucha i coś jej nie pasuje.
– To mężczyzna? Trzydziestoletni? I wie o chorobie? To zapomnij o tętniaku!
Jak to, zapomnij? Tętniak mi pasuje.
– Dobra, może i pasuje, ale trzydziestolatek, jak będzie miał symptomy, to nie pójdzie się zbadać. Zapomnij.
– No dobra, sam nie pójdzie, ale ma kochającego brata. Brat go zmusi do wizyty u lekarza.
– Nie zmusi. Zapomnij. Daj mu raka płuc.
– Nie dam mu raka płuc, bo za długo będzie umierał – upieram się.
– Na tętniaka się nie zgadzam!
– Eeee…. – tylko tyle mogę powiedzieć.
Stanęło na tym, że napiszę do Małgosi maila. jeszcze nie napisałam, bo zastanawiam się nad formą. Musze tak napisać, żeby Małgosię jednak przekonać… Na razie spiskuję i podaję pierwsze symptomy choroby.
Dlatego wybaczcie mi przydługie milczenie na blogu. Pokonuję opór weny twórczej i pokonuje opór świetnej neurolożki. Sami widzicie, że łatwo nie jest…