No tak… Ten czas tak leci! Dopiero co świętowałam ukazanie się „Szkodliwego pakietu cnót”, a tu już w księgarniach „Kobieta z Impetem”! Powiem wam, że bardzo dużo pracy kosztowała mnie ta powieść. Nie jest to nieskomplikowana historyjka, ale przecież wiecie, że nie lubię prostych banalnych opowiastek:)) Jeśli już mam Wam proponować zabawę, to niech to będzie dobra rozrywka! Poczytajcie sami!
Wiecie jak się zaczyna?
Kapral Janeczko wyregulował ostrość w lornetce.
– Wielkie bydle, co? – Szturchnął łokciem kolegę z patrolu. – Zagubił się, czy porzucony?
Pies wielkości doga, przeraźliwie chudy, łapczywie chłeptał wodę z rzeki.
– Wakacje.
Tę odpowiedź kapral Janeczko rozszyfrował bezbłędnie: znaczy – wyrzucony. Kolega z patrolu straży granicznej był małomówny, komunikował się tylko lapidarnymi stwierdzeniami, półsłówkami i mruknięciami.
– Wakacje. – Potwierdził kapral Janeczko. – Ludzie to świnie.
Stali na skarpie tuż nad wodą i patrzyli przez lornetki na drugi brzeg, na psa o zapadniętych bokach. W ciszę wdzierały się już pokrzykiwania ptaków, woda w Bugu płynęła wartko, nabierając prędkości przy zakolach. Na łąkach po drugiej stronie podnosiła się mgła, jak to o świcie..
Pies nagle przestał chłeptać, a kapral Janeczko dostrzegł, że sierść na karku zwierzęcia zjeżyła się, uniosła na sztorc. Gdyby nie odległość, zapewne usłyszeliby cichy warkot. Psie oczy wpatrywały się przed siebie, w nurt. Uniesione dziąsła obnażyły kły. Kapral wycelował lornetkę w miejsce, w które wpatrywał się pies.
– O kurwa! – wrzasnął nagle kolega z patrolu.
– O kurwa! – pisnął kapral Janeczko.
Pies błyskawicznie odskoczył i zniknął w szuwarach na brzegu, a brunatne lśniące cielsko zanurzyło się w rzece. Przez moment na powierzchni wody rozchodziły się koliste kręgi i tylko one świadczyły, że to, co stało się przed chwilą, wydarzyło się naprawdę.
Kapral Janeczko w panice spojrzał na kolegę, a widząc jego pytający wzrok, potwierdził:
– Widziałem!
Znowu przytknęli lornetki do oczu. Kapral wpatrywał się w płynący Bug, jakby chciał zapamiętać każde załamanie nurtu, każdą tańczącą iskrę słońca. Nagle poczuł, że na głowie podnoszą mu się krótko ostrzyżone włosy i pomyślał o psie, któremu sierść sterczała niczym świeże rżysko.
– Co to, kurwa, jest?! – pisnął rozpaczliwie. – Jakieś discovery?!
Z niedowierzaniem patrzył na charakterystyczne wyłupiaste oczy sunące tuż nad powierzchnią wody.
– Przecież to… no, kurwa, przecież to krokodyl!
Kolega z patrolu pociągnął go za łokieć.
– Nie nasz problem! – Ruchem głowy wskazał kierunek, w którym płynęło tajemnicze zwierzę.
Kapral z ulgą wypuścił powietrze z płuc. Krokodyl, czy też czymkolwiek było dziwne zwierzę, płynęło na białoruską stronę. Teraz koledzy z Białorusi będą mieli zagwozdkę, co z tym fantem zrobić.
– Rozumiesz coś z tego? – Bezradnie popatrzył na kolegę.
Ten nie wdając się w dyskusję wsiadł do terenowego auta i bez słowa czekał, aż kolega do niego dołączy. Białoruś Białorusią, a o tym, co widzieli i tak trzeba będzie raport złożyć.
– Wakacje – burknął.
Kapral Janeczko skrzywił się, jak do płaczu.
– Co?… Że niby też porzucony?!
Kolega spojrzał na niego, jak na idiotę.
-Ludzie. Dzieci. Turyści – skwitował odpalając silnik.
Kaprala oświeciło.
– Jasna cholera! Przecież to musi żreć!
Terenowe auto ruszyło w stronę asfaltowej pustej drogi. Śpiew ptaków znowu się nasilił, kula słońca uniosła się nieco wyżej, a na nadbrzeżnej skarpie jeszcze przez moment dźwięczało nieludzko zdumione pytanie:
– No, ale, kurwa, żeby krokodyl?!
* * *
No i co wy na to? Ciekawi co będzie dalej?
A, będzie, oj będzie! :))))