27 kwietnia 2009
No to w pigułce: kurczaki mają się dobrze, byłam u Wioli nad morzem, Justyna przeżyła Misski.
Kurczaczki mają już tydzień, ale to przez nie musiałam skrócić swój pobyt u Wioli. Moja mama miała już dość telefonów co dwie godziny, z pytaniem: jaka jest temperatura w pudełeczku? A potem kurczaki zaczęły mi się śnić (że wszystkie umarły). A potem Wiola miała już dość mojej sraczki nad kurczakami i pozwoliła mi jechać w cholerę, w trosce o swoje zdrowie psychiczne zapewne.
Prze wyjazdem do Wioli były Misski. Od kilkunastu lat odpowiadam za organizację regionalnych wyborów Miss Polonia, gdyż nasza gazeta jest współorganizatorem tegoż konkursu. W tym roku na moim miejscu debiutowała Justyna. Była dzielna. I logiczna. Najpierw chciała pomordować sponsorów. Potem artystów. A potem doszła do wniosku, że powinna zamordować mnie, bo ja ją w to wrobiłam.
Misskowego dnia wstała o 4 rano, bo musiała napisać raport na 8 stron. Napisała. Potem jechała z rozwianą grzywką odebrać kostiumy kąpielowe dla Miss, które zamiast do Siedlec, pojechały do Gorzowa (te kostiumy), a potem musiały zawrócić i ostatecznie dziewczyny mierzyły je kilka godzin przed prezentacją. Jedna odmówiła wyjścia, bo jej się gacie nie podobały. Następnie przemyślała sprawę i w tych gaciach wyszła. Gacie były ładne i nie wiem, o co jej chodziło.
Kilka godzin przed koncertem miałam odebrać mój nowy samochód. Bachor był w Lublinie, zostawił mi do dyspozycji swoją starą Fiestę. Niezwyczajna tego, co Fiesta ma środku, zostawiłam ją na włączonych światłach. Na całą noc i pół dnia. No i ja tu cała w skowronkach, tra la la la, jadę po nowy samochód… a tu dupa blada – Fiesta martwa. Oczywiście zadzwoniłam po Justynę, bo po kogo?
Justyna dotarła na moją wieś i dziwnie się śmiała. Chyba groźnie. Wsiadłam, jedziemy, gadamy, a ona znowu się śmieje. Złowieszczo. Gada o tej 4 rano, o tym raporcie i.. w śmiech. Taki: ha ha ha! Jak laleczka Chapi albo coś. Potem o Misskach gada i znowu ten śmiech. Taki wysokim głosem i z wściekłymi oczami. Potem mi wypomina, że to ja się zajmuję Misskami i w śmiech. Ciary mi chodzą po plecach, ale dodaję swoje polubowne: he he he… Podziałało.
Podczas koncertu jesteśmy za kulisami. Justyna nie odzywa się do artystów, tak na wszelki wypadek. Ale artyści się odzywają do niej. Błąd. Justyna łapie grube zwisające sznury, próbuje ich wytrzymałość szarpiąc i pociągając i syczy mi do ucha:
– Zaraz się powieszę.
Po koncercie odkryłyśmy, że to były sznury od kotary. Jakim cudem nie zasłoniła sceny podczas prezentacji? Okazało się, że te kotary chodzą tak lekko…
Jadąc na koncert moim nowym samochodem, zostawiłam przed bramą domu Fiestę z otwartą klapą. Stał przy niej taborecik, na taboreciku prostownik, do którego przeciągnęłam przedłużacze z garażu. Wróciłam przed 1 w nocy. Wszystko stało na miejscu. Co za porządna wieś! Fiesta odpaliła i wstawiłam ją do garażu.
A potem pojechałam do Wioli, w tym dniu, co Bachor przywiózł kurczaczki zielononóżki.
A dzisiaj to wszystko odchorowuję. Właśnie media trąbią o świńskiej grypie. Na pewno ją mam! Nie idę do roboty. Potrzebuję spokoju, zastrzyków, a być może i respiratora! Jak przeżyję, to się jeszcze odezwę.