
7 listopada 2009
To była nasza dynia, wyhodowana w osobistym ogródku. Na halloween. Te dwa upiorne łby obok to Bachor i Olcia. Nas z Guciową nie ma na obrazku, bo piłyśmy wino. Wcześniej zabraliśmy nocą z cmentarza chryzantemy, bo bałyśmy się, że mróz je zetnie i na Wszystkich Świętych będą jak czarna mazia. Bachor dźwigał donicę i rozglądał się spłoszony.
– Jak pomyślą, że kradnę, to 3 lata za to grozi matka – przestrzegał.
To tyłem wstępu. A teraz będzie osobiście.
Cholera jasna, tylko nam się to może przydarzyć. Jeszcze w wakacje rozpoczęłyśmy z Anią z Sanoka pisanie kryminału. Rzecz się dzieje w świecie kynologicznym, więc postanowiłyśmy mordować na psich wystawach. Osobiście i w pierwszym rzucie utłukłam sędziego kynologicznego, którego ogólnie nie lubimy i bojkotujemy jego sędziowania.
– Zamordowałam go – z satysfakcją poinformowałam towarzystwo kynologiczne podczas jednego ze spotkań.
Towarzystwo poddało jeszcze pewne propozycje, komu się należy, co obiecałam wziąć pod uwagę, ofkors. Justyna też miała prośbę, abyśmy ukręciły łeb pewnemu fachowcowi od chorób zakaźnych, który jej się naraził chamstwem i nieczułością. Potrzebowałyśmy tych trupów do kryminału, więc konsultacje społeczne były szeroko zakrojone. Bo postanowiłyśmy iść na całość i nie żałować sobie ofiar. A co!
Początek już jest, sędzia ubity i… masz ci los! Sędzia właśnie wziął i zszedł. W realu, że tak powiem.
– Mam gęsią skórkę – przyznała Ania.
Zaraz zadzwonił Stefano.
– Eee… myślę, że to nie przez ciebie – pocieszał.
Zadzwoniłam do Justyny.
– Na pewno chcesz, żebym tego speca tak na amen? Bo wiesz… dziwne rzeczy się dzieją.
– Faktycznie. To go poturbuj – ustąpiła wspaniałomyślnie.
Trochę to nam kładzie akcję, nie ukrywam.
Ale jeszcze nie mówimy z Anią ostatniego słowa. Strasznie nam się podobało to mordowanie. Cóż, może rzeczywiście spróbujemy z lajtową wersją, że niby zawsze ktoś mordercy przeszkodzi i biedak nie dokończy dzieła. Też niezłe możliwości dramaturgiczne.
Od razu jednak zaznaczam: nie przyjmujemy więcej zamówień nawet na poturbowanie. Proszę to załatwiać we własnym zakresie. My jesteśmy w tym aż za dobre, niestety.
A do wątku kynologicznego przybieram się i przybieram. Może w końcu i tu coś o tym napiszę. Tylko niech ochłonę.
O, żesz!