30 grudnia 2009
Jutro przyjeżdża Małgosia z Martą. Małgosia to zdolna bestyjka, jest scenarzystką, m.in. serialu „Dom nad rozlewiskiem”. Rozglądam się po domu i pytam: po co było tak wariacko sprzątać na święta, skoro teraz trzeba zrobić powtórkę?! Wiola mnie pociesza, że ma tak samo. Zastanawiam się, czy wypada zaprząc Małgosię z Martą do sprzątania przed Sylwestrem. Tina macha głową i mówi, że każda para rąk, i tak dalej… Małgosia jeszcze nic nie wie.
Tina ciągle odwraca głowę od naszej choinki. Pioruńsko się cieszyła, że będzie ją ubierać. Moment zakupu drzewka odwlekałam w czasie przez wielkie mrozy. Tina była bliska histerii, że na pewno już wszyscy ubrali choinkę, a my nie. Karol uprzedzał ją lekko, że nasze choinki są małe, bo kupujemy tylko te żywe, które wyrosły w doniczce i można je potem wysadzić, by rosły i żyły dalej. Taka nasza tradycja na Smoczym Polu. Mamy już piękny gwiazdkowy szpaler z takich choinek. Gdy przyszedł TEN DZIEŃ i przywiozłam choinkę, Tina zrobiła ogromne oczy, takie jak kot w Shreku.
– To… To nie jest gałązka?! – upewniła się.
Nie, to jest nasza choinka. Mnie się podoba.
Jesteśmy już po wizycie księdza proboszcza po kolędzie.
– Oj, żyje tu pani jak stara panna z tymi psami – powitał mnie serdecznie.
Na szczęście ksiądz proboszcz jest realistą.
– Nie będę pytał, gdzie pani do kościoła chodzi, bo mi pani nakłamie. Powie, na przykład, że do Siedlec, do świętej Teresy – po raz kolejny nawiązał do ewidentnej naszej nieobecności w parafialnym kościółku.
Bachor przytomnie zmienił temat i zapowiedział, że od czerwca będzie już mieszkał w Warszawie.
– Matkę zostawisz samą? – zdziwił się proboszcz.
– Ale, za to ksiądz będzie się mógł wykazać i mamę częściej odwiedzać – wyrąbał Bachor.
– Oj! Lepiej, nie! Po co mają potem gadać, że się księdza czepiła – westchnął proboszcz i wzniósł skromnie oczy do nieba.
Wiecie co? Lubię tego mojego proboszcza!
Jestem potwornie zmęczona. Chciałam nawet wziąć sobie urlopik na ten tydzień i miałam przygotowaną sprytną mowę, którą planowałam rozmiękczyć Szefa, wzruszyć go i spowodować, aby oragnięty współczuciem wysłał mnie na zasłużony parodniowy odpoczynek. A tu, masz ci los!
– W teczce są DWA teksty zapasu – rozpoczął Szef zebranie.
I zapowiedział, że jak się nie weźmiemy w garść, to będzie chodził z nami do notariusza, aby notarialnie potwierdzić, co deklarujemy napisać i kiedy. Mowa wyparowała mi ze łba natychmiast. I teraz siedzę i dziobię nieprzytomnie. Urlopie! Aj lowiu ju! Aj nyd ju!
Chyba dzisiaj sobie zrobię staroroczny rachunek sumienia i przemyślę moje postanowienia noworoczne. Bo jest taki Sajgon, że z tego wszystkiego zapomnę. I jak by to było? Tak, bez postanowień?!
A teraz idę dalej dziobać.