21 marca 2010
Poznałam Literatki! Spotkałyśmy się przy okazji wieczoru autorskiego LUCY w TRUFFIC CLUB. Spotkanie Lucy przeniesiono na inny dzień, ale my przyjechałyśmy do Warszawy i zadzierzgnęłyśmy już nie tylko wirtualne więzy. Normalnie kocham te babeczki!
Znamy się z zamkniętego forum LITERATKI. Założyła je Tosia (czyli Antonina Kozłowska) dla kobiet piszących. Super, nie? Jest to wyjątkowe forum! Nie ma na nim niezdrowej rywalizacji, popisywania się, zakamuflowanych złośliwości lub jawnych ataków, jak na innych forach. Nie buszuję w necie, ale mam porównanie, na przykład, do forum kynologicznego, które rozczarowuje swym poziomem i zieje wręcz bezinteresowną nienawiścią i niezrozumiałymi dla mnie frustracjami. Szybko je opuściłam. Cóż… LITERATKI to świeży oddech! Pisarki są inteligentne, błyskotliwe i pozytywnie patrzące na świat. Życzę każdemu tak wspaniałego doświadczenia, jakim jest forum LITERATEK.
Nasza Tosia ma na forum ogromny autorytet. Siłą rzeczy wyobrażałam ją sobie jako osobę postawną, zasadniczą i dosyć nieprzystępną. Tymczasem dobiła do nas energiczna śliczna kruszynka o miłym głosiku i zniewalających uśmiechu. Jest przesympatyczna! Jej ostatnia powieść „Czerwony rower” bardzo mnie poruszyła. To historia trzech przyjaciółek, które łączy skrywana trauma z dzieciństwa. Na ile je zmieniła? Na ile wpłynęła na to, kim teraz są? Tosia cudownie odkrywa kolejne elementy układanki, pozwalając odpowiedzieć na to pytanie. Po mistrzowsku buduje wewnętrzne napięcie. Czytelnika zaczyna drążyć niepokój, bo przeczuwa, że tajemnica z przeszłości może nie być dziecięco niewinna. Książkę czyta się wspaniale. W wakacje ukaże się kolejna, trzecia już powieść Tosi! (Pierwsza to „Trzy połówki jabłka”, a w linkach macie podany adres bloga Tosi „drugirazodzera”).
Ania Fryczkowska jest niesamowicie kobieca! I też w wymiarze kieszonkowym (czyli niedużutka wzrostem). Ma długie blond włosy, ciepły głos i uważne spojrzenie. Śliczna dziewczyna. Jej pierwszą powieść „Straszliwe historie o otyłości i pożądaniu” połknęłam na ciągłym wdechu. Potrafi tak zbudować atmosferę, że dopiero po zakończeniu kolejnego akapitu można złapać powietrze w płuca. A nie pisze o strasznych rzeczach, wbrew tytułowi! Miesiąc temu ukazała się druga książka Ani „Trafiona – zatopiona”. I też połknęłam ją w jeden dzień. To opowieść o zwykłych ludziach, którzy nie mają zwykłych problemów. Ich tajemnice wymykają się codzienności, choć są w niej mocno obsadzone. Ale o tym dowiadujemy się stopniowo. Jakie może mieć zmartwienia wzięty chirurg, albo dziewczyna z McDonald’s? Ania pisze filmowo. Nic dziwnego, jest też scenarzystką. Jej kunszt docenia się jeszcze bardziej w tej książce. W piękny sposób opowiedziała, między innymi, historię „brudnego dotyku”. To opis subtelny, budowany jak w puzzlach, gdzie kolejne elementy zaczynają tworzyć coraz wyraźniejszy obraz. W „Trafionej – zatopionej” jest miłość, jest lęk, jest szukanie swego miejsca w świecie i szukanie swojej siły, niezbędnej do zmierzenia się z życiem. Wszystko dzieje się zaledwie w ciągu dwóch dni! Ania znowu podaje nam soczystą esencję, którą można się delektować.
Manula Kalicka. Oj! O tym, że ma temperament wiedziałam czytając jej książki. „Tata, one i ja” stoi na mojej półce od bodajże ośmiu lat. Potem doszło „Wirtualne zauroczenie”, „Szczęście za progiem”. W życiu nie przypuszczałam, ŻE POZNAM JĄ OSOBIŚCIE! Musiałam się mocno kontrolować, aby nie rzucić się jej na szyję, bo przecież ona nie wiedziała, że ja ją znam od dawna. Jaka jest Manula? Niesamowita! Ma sympatyczne ADHD, kipi energią, jest błyskotliwa i szczera. Ma największe doświadczenie z nas wszystkich i jest niekwestionowana sławą. A przy tym to „swoja” babeczka, nie zadzierająca nosa, życzliwa wobec innych. Gdy patrzy na ciebie, widać, że słucha. Jej ostatnia powieść „Rembrant, wojna i dziewczyna z kabaretu” jest, w mojej ocenie, jej najlepszą książką. Wojenna historia opowiedziana lekko, z ogromnym humorem i tak barwnie, że czytelnik wchodzi w ten świat od pierwszego zdania i zawzięcie zostaje do ostatniego. Manula napisała tam sceny, które powinny wejść do kanonu polskiej komedii (mowa o brydżowych kłótniach baronostwa). Powieść śmieszy i wzrusza. Nie, no Manula to po prostu Mistrz!
Agnieszka Szygenda. O kurde, ale jest piękna! Bardzo cicha, stara się siedzieć z boczku, wiecznie nie ma czasu i opuściła nas bardzo wcześnie. Powieść „Wszystko gra” była jej debiutem (pisałam o niej na blogu), teraz jest nadzieja, że ukaże się jej druga książka. Agnieszka jest bardzo ciepłą osobą, trochę nieśmiała, ale ma w sobie taką siłę, która budzi respekt. Liczymy, że następnym razem posiedzi z nami dłużej, bo od pokochałyśmy ją już na dzień dobry.
Lucyna Olejniczak czyli LUCY, sprawczyni naszego spotkania. Lucy jest wyjątkowa. Pogodna, energiczna, ciekawa świata i życia. Ma w sobie to coś, co sprawia, że ludzie do niej lgną, chcą jej się zwierzać i nawet nie znając, opowiadają jej swoje życie. Ma wielkie poczucie humoru i umie cieszyć się z drobiazgów. Jest przyjacielem ludzi. I wspaniale pisze. „Dagerotyp. Tajemnica Chopina” jest rewelacyjną książką. Akcja toczy się w świecie współczesnym i w czasach Chopina. We współczesności dwójka bohaterów doprowadza mnie do łez śmiechu: Lucyna i Tadeusz to para, jaką trudno znaleźć w polskiej literaturze. Dojrzali wiekiem, ale młodzi duchem, mają swoje słabostki, które pokazują ich związek bardzo żywo i nietuzinkowo. Opowieściom z epoki Chopina towarzyszy piękny wątek romansu, wzruszającej historii o niespełnionym uczuciu. Poznajemy w niej Chopina jako radosnego lekkoducha, ulegającego urokowi kobiet. Jak wyglądał Chopin wracający z udanego wieczoru ulicami Paryża? O, na pewno nie był tak uduchowiony, jakiego zawsze widzimy na portretach! Lucy cudownie pokazuje go „po ludzku”! Książkę czyta się jednym tchem, a po zakończeniu odkłada z uśmiechem. Takiego Chopina na pewno nie znaliśmy! Ale nie tylko dlatego warto po nią sięgnąć. Lucynę i Tadeusza też pokochacie od razu.
Lucy świętowała w Warszawie podwójnie. W tym samym czasie ukazała się bowiem książka jej syna, piszącego pod pseudonimem Jewgienij T. Olejniczak. Oczywiście kupiłyśmy „Archipelag Khuruna” od razu. O, ludzie! Jak ten facet pisze! Uprawia gatunek S-F, ale książka spodoba się nie tylko fanom tego gatunku. Akcja dzieje się w dziewiętnastowiecznym Krakowie i ma dokładnie taki klimat jak Sherlock Holmes w starym Londynie lub przygodowe powieści Verne’a! Dochodzenie prowadzone w XIX wiecznych zaułkach ma cudną naukową podbudowę – oczywiście na miarę tamtych czasów i zgodnie z kanonem gatunku. Nie brakuje tu tajnego bractwa, niesamowitych zdarzeń, jak też charakterystycznych, soczystych postaci. No, i co za humor! My, Literatki, jesteśmy dumne z Literata Olejniczaka Juniora! LUCY! Ale ci się udał potomek! Wróżę Jewgienijowi dynamiczną karierę. To jego pierwsza powieść (wcześniej ukazał się zbiór opowiadań „Noc szarańczy”), a po jej lekturze od razu sprawdza się, co jeszcze można przeczytać tego autora. No cóż, czekamy na następne…
Uff! trochę się dziś rozpisałam, ale jestem szczęśliwa, że poznałam LITERATKI. A właściwie tylko ich część. Bo Literatki rozrzucone są po całej Polsce: Wrocław, Gdańsk, Kraków, Toruń… Ale, wszystko przed nami. Zdradzę, że namawiamy się już, aby zrobić jednak zlot na Smoczym Polu.
– Przyjedziecie i szampana odpalimy w mnie – napisałam przy okazji jednego z radosnych wydarzeń jednej z Literatek.
Miało być „odpalimy u mnie”, ale wiecie jak to jest z literówkami. No i Agnieszka Gil z Wrocławia napisała z żalem i naganą:
– Jestem w pracy i nie mogę się tak głośno śmiać.
I chciała wiedzieć, czy naprawdę będziemy strzelały we mnie. Ofiarnie się zgodziłam.