12 sierpnia 2010
Lena i Wika to Rosjanki, które kupiły GOOD GUY’A naszego pomeranianka. GOOD GUY, zwany w domu Gudikiem, robi teraz Młodzieżowy Czempionat Polski. Lena i Wika przyjechały go odwiedzić. Rozmawiałyśmy po rosyjsku, a że tego języka uczyłam się w szkole podstawowej, dziury w mózgu silą rzeczy były…
Lena opowiadała, jak to Gudik będąc na daczy jej przyjaciółki zniszczył ogrodową figurkę. Była to duża łybuszka, na której plecach siedziała mała łybuszka. I tę małą łybuszkę Gudik chapnął i zgubił. I koleżanka kazała szukać… Co to jest, u diabła, łybuszka?!
Lena chodzi, szuka… i znalazła! Żywą łybuszkę! Kombinuję: figurka ogrodowa, mama i bejbi… wiem! Kaczuszka!
– Robi kwa kwa? – upewniam się.
Lena radośnie przytakuje głową: robi kwa kwa!
No, to jesteśmy w domu. Zaraz, zaraz… To u koleżanki jest tyle łybuszek?
– No… – Lena ze zdziwieniem przytakuje. – A u was nie ma?
– Nie ma!
– A rzeki u was nie ma?
– Nie ma, przynajmniej nie tak blisko.
Lena dziwi się, że u nas taki niedostatek łybuszek. Ale opowiada dalej. Znalazła tę malutką żywą łybuszkę, zamknęła w dłoniach i zaniosła koleżance. Otworzyła i łybuszka wyskoczyła, a koleżanka w krzyk.
– Bała się łybuszki?! My w Polsce kochamy łybuszki – przekonuję Lenę.
Teraz Lena się uprzejmie dziwi. Miałam do niej żal, że zabrała małą łybuszkę matce, ale nie wiedziałam, jak to delikatnie powiedzieć. Może Rosjanka nie zrozumie, że my naprawę kochamy kaczuszki i nigdy byśmy matce nie zabrali. Pytam ostrożnie, co się stało z łybuszką.
– Skoczyła i uciekła – Lena radośnie kończy opowieść.
Taaa… Pełna żalu co do losu małej kaczuszki pomyślałam z westchnieniem o różnicy kulturowej.
Zaraz potem jechałam do redakcji, a Lena z Wiką chodziły po ogrodzie. Nagle Lena krzyczy:
– Mariola, Mariola u tiebia toże łybuszka, ty smatri!
Lena rzeczywiście trzyma zamknięte dłonie, ale że z niej niezły kawalarz, podchodzę ostrożnie. Jasne! Mała kaczuszka w moim ogrodzie! Aha!
Lena otwiera dłonie, a tam siedzi mała żabka.
– Łybuszka! – z zadowoleniem mówi Lena.
O żesz! A gdzie kwa kwa? Żaba nie robi kwa kwa!
– Robi – kiwa głową Lena.
To jak robi kaczuszka?
– Kra kra – mówi Lena.
No to żeśmy pogadały.
Wika natomiast zbladła, gdy usłyszała, jak mówię „żabka”. Sięgnęła po telefon.
– Łybuszka to żabka? – upewnia się.
Okazało się, że jej mąż uparł się, aby tak nazwać nowego pieska. To „żabka” tak ładnie zagranicznie brzmi. Widział w Polsce takie napisy przy sklepach spożywczych.
– Ja mu dam „żabka” – jęknęła Wika i wybrała numer.
To ja pojechałam do redakcji. Z lekkim sercem. No proszę: mam łybuszki! Kto by przypuszczał!