24 września 2010
Wszyscy zmieniają swoje plany. Dzwonię w pilnej sprawie do Urzędu Miasta i proszę wiceprezydenta Głowackiego.
– Niestety, nie mogę połączyć, bo pan prezydent jeździ na rowerze – wzdycha pani sekretarka.
No, tak. Zapomniałam, że wiceprezydent to zapalony propagator rowerowych sportów i tego dnia stanął na czele peletonu rozpoczynając turystyczny rajd. Kilka dni później trzykrotnie zmieniono termin konferencji prasowej, na której ogłaszano, że obecny prezydent Siedlec ponownie będzie kandydował. Efekt? Na konferencję poszłam z pieskiem. Moja Klarynka miała wizytę u doktora, również trzykrotnie przesuwaną, z racji przesuwania terminu konferencji.
– Ty jednak nie jesteś normalna – uprzejmie powitała mnie Beata z portalu SPIN, patrząc na białowłose zjawisko czyli moją Klarynkę, której tylko brakowało plakietki PRESS.
Klara zwinęła się w kłębek na moich kolanach, wzbudzając zachwyty dziennikarzy i prezydenckiej świty. Do czasu. Po półgodzinnej psiej nudzie zaczęła puszczać zdradzieckie bąki. Siedząca obok mnie Aneta przyglądała mi się podejrzliwie i ze sztucznie uprzejmym uśmiechem. Ale głupio tak tłumaczyć, że to nie ja, tylko pies…
To wszystko idealnie wpisuje się w całokształt ostatnich wydarzeń. Nie wykluczam, że mam w sobie tajną energię, która wytwarza tajne impulsy, które psują materię nieożywioną (na szczęście), ale jakże mi potrzebną ( na nieszczęście). Przedmioty wokół mnie wariują, gdy tylko się do niech zbliżę. I nagle: puf!… psują się.
Na pierwszy ogień poszedł iphon. Ześwirował i mogłam z niego korzystać tylko przy funkcji głośnomówiącej. Strasznie krępujące, bo głośnik, to ona ma… Zaniosłam go do naprawy i dostałam telefon zastępczy. W domu okazało się, że ładowarka coś nie pasuje do mojego telefonu zastępczego. Wcisnęłam ja mocniej i coś chrupnęło. I dupa. Zepsuło się, bo zaczęło grzechotać.
Potem mikrofalówka przestała grzać. Znalazłam wszystkie moje karty gwarancyjne na sprzęty AGD, ale na mikrofalę – nie. Tylko tej jednej, jedynej nie mam.
Potem ześwirował dekoder od telewizji satelitarnej. A potem kominek: zablokowały się drzwiczki. Czekam na majstra, będzie jutro. Potem chciałam wygarnąć sadze po wizycie kominiarza i wyrwałam je z komina łącznie z dwa kafelkami.
Wcześniej zahaczyłam podwoziem o pieniek, gdy byłam na grzybach. Coś odgięłam, ale nie na amen.
Mój laptop przez jedne dzień się nie uruchamiał. Jak się umówiłam z serwisem, odpalił bez problemu. Ale jednak.
Urwałam klamkę od balkonu.
W bojlerze zepsuł się najwyraźniej termostat, bo grzeje bez opamiętania, aż w rurach bulgocze.
Zepsuła się bateria od prysznica, ciekło z niej po ścianie. Waldi naprawił, ale kupiłam zbyt długie krzywki, więc trzeba będzie je zmienić jeszcze raz, bo mi bateria teraz za bardzo wystaje ze ściany.
I nie wiem, czy nie zarażam ta dziwną energią, tymi tajnymi impulsami, bo zadzwoniła moja matka wielce zdenerwowana.
– Miałam pożar w łazience! Od kontaktu! Ręczniki mi się spaliły!
No ładnie. Chyba poczekam, aż mi przejdzie…