Wesołych Świąt Kochani!!!!
O rany, ja to i tak ledwo żyję, zresztą sami widzicie, kiedy popełniłam ostatni wpis. To przez mój nadgarstek, który się rozklekotał. Doktor chciał dać zwolnienie na pół roku (!), żeby ręka odpoczęła. Ale po ostrych negocjacjach i wielkich obietnicach z mojej strony, że ręka będzie odpoczywać, zwolnienie mam do 11 stycznia.
Nie wiem, co to będzie, bo moja mama co roku obdarowywała nas w Wigilie łuską z karpia (na przyciąganie pieniędzy), a w tym roku – nie ma!
– Porobiłam śliczne zawiniątka do portfela, ale nie wiem, gdzie położyłam – zaszczebiotała beztrosko.
Potem, gdy już wróciłam po kolacji do domu, zadzwoniła, że zapomniała podać na stół zasmażaną kapustę. Stała sobie w kuchni. Ponoć to wszystko przez moje sushi. Jako tradycyjną potrawę wigilijną (nie jestem w tym dobra) zrobiłam sushi. Moja matka bardzo pomysłowi przyklaskiwała, bo sushi jadła pierwszy raz w życiu u mnie i tak jej posmakowało, że zaczęła przebąkiwać o szybkim uzależnieniu.
Ja nie byłam lepsza od matki. Chwyciłam prezent spod choinki i zaczęłam zachłannie rozrywać, ale patrzę, że Bachor zbladł. Okazało się, że dorwałam się do prezentu Tiny.
Na powitanie Bachor gospodarskim okiem ogarnął Smocze Pole i widząc jak mam ślicznie odśnieżone, rzucił z uznaniem:
– Noooo… profeska!
Sama odśnieżałam! Ale zaraz się żachnęłam: nie ucz ojca dzieci robić! Pewnie, że profeska!
Na razie jestem przejedzona i zmęczona. Dziś odpoczywam. Dziękuję za wszystkie życzenia!!! I także życzę wszystkiego, co najlepsze!!!