Archive for lipiec, 2011

admin

14 lipca 2011

Mój redakcyjny kolega Artur, chłopisko olbrzymie i w dodatku z dużym poczuciem humoru, szedł za mną dosyć ostrożnie. Ponoć dlatego, że szłam zamaszyście. A on miał już do czynienia z zamaszystością. Na wczasach.

– Rozumiesz, idzie sobie nieduża kobietka, maszeruje dziarsko, takim żołnierskim krokiem. Lewa, prawa, a ręce, jak wiatraki, jak u żołnierza na defiladzie, lewa, prawa – opowiada. – Mija mnie, i nagle: bach!

Bach wypadło na wysokości dosyć newralgicznej dla mężczyzn. Dziarska kobieta zupełnie niechcący zahaczyła go tym wymachem rąk. Jęk i kurczliwa reakcja kolegi wprawiła ją w panikę. Przepraszała i chciała ratować sytuację, ale ta była wyjątkowo delikatna: ani podmuchać, ani pogłaskać dla ukojenia bólu. Obcemu mężczyźnie?

– Bo wie pan, ja z kijkami chodzę – tłumaczyła się. – No tu na wczasach jestem i kijków nie mam, ale te ręce mi tak latają, jak na kijkach. Zamaszyście.

Artura rozumiem. Tym bardziej, że mnie zamaszystość też się zdarza. Skutkuje zazwyczaj przewróceniem kieliszka wina (nagminnie), gdy coś tłumaczę. Co i rusz mam guza, bo idę jak czołg przed siebie i zdarza się, że wyrżnę głową w jakąś wiszącą szafkę (nienawidzę wiszących szafek!). Cierpi także mój samochód, bo dosyć zamaszyście ścinam zakręty lub wjazdy do podziemnych garaży. A potem mnie pytają: gdzieś się tak przytarła?

Jadwiga też zyje zamaszyście. Wracałyśmy z wystawy psów, a ona nic, tylko do KFC.

– Jadzia! Nie jadaj takiego barachła!

– Będę!

– To niezdrowe.

– Taaak? A skąd wiesz, ile będziesz żyła? No?… Wiesz?… Nie wiesz! Ja też nie wiem. Więc będę jadła!

Zatrzymałyśmy się przed panelem do zamówień.

– Polecam skrzydełka i łagodną nóżkę – miły męski głos podpowiadał Jadwidze.

– Może być – poparła ochoczo, a ja powtórzyłam do panela: – Może być.

– Co do picia? – męski głos kompletował zamówienie.

– Eee… nie chce mi się pić – Jadwiga spojrzała na mnie analizując w duchu stan swych pragnień.

– Nic do picia. Będzie o suchym pysku – zaraportowałam usłużnie.

– Rozumiem, o suchym pysku – uprzejmie potwierdził zamówienie miły męski głos.

Jadwiga po chwili wbiła zęby w kurczaczki.

– Jaka boska panierka – jęczała.

Zmusiła mnie tymi zachwytami do zeżarcia kawałka kurczaka (z panierką! fuj!), przez co miałam do siebie potem wielkie pretensje. Kurczak był okropny, jak się spodziewałam. No, ale faktycznie, kto tam wie, ile jeszcze będzie żył, nie ma co się rozdrabniać.

A moje wszystkie plany biorą w łeb! Na koniec miesiąca mam zaplanowany wyjazd do Kaliningradu. A tu, jak na złość, trzy suki dostały wcześniej cieczki! Krycie Atki wypada dokładnie na czas planowanego wyjazdu. Cholera. I tak już jestem podpadnięta Jadwidze, Tomkowi i Marcie (razem jedziemy do Rosji). Jadwiga, jak nie je kurczaków, rozmawia ze mną przez zaciśnięte zęby. Tomek, jak zadzwonię, burczy, że będzie jadł obiad. Ot, życie! Że też nasza własna zamaszystość staje czasem kontrą do innych zamaszystości. Jak to pogodzić?

A suki to mi chyba na złość zrobiły. Trzy cieczki na raz? Dwa miesiące wcześniej? To jakaś zmowa?!

No, to siedzę i kombinuję.

Cholera.


FireStats icon Działa dzięki FireStats