Archive for październik, 2011

admin

24 października 2011

Nie nadążam! Pojechałam do Gdyni asystować przy porodzie Miłki (to suczka pomeraniana, którą kupiłyśmy z Wiola wspólnie). Miłka poszła w zaparte, ja przedłużyłam pobyt na maksa, a ona i tak oszczeniła się tej nocy, kiedy wyjechałam! Potem był Panel Pisarek i niesamowite spotkanie z odlotowymi babkami:))). Okazało się, że generalnie nadajemy na tych samych falach i dawno już, żadna z nas, tak dobrze się nie bawiła jak podczas naszego spotkania!  Potem pojechałam w Bieszczady odreagowywać u Ani z Sanoka i tam poznałam kolejnych cudownych ludzi. No, jak ja mam złapać jakiś oddech? A w międzyczasie był jeszcze proces pana Romana.

Pan Roman podał mnie do sądu.

– Na świadka! – zapewniał uroczyście i pouczył mnie: – Ma pani tylko powiedzieć, że jak jestem pijany to nie bluzgam!

W sądzie musiałam złożyć uroczystą przysięgę, że będę mówić prawdę i tylko prawdę. Złożyłam. Okazało się, że sprawa jest o zapłatę za ukradziony skuter. Hmmm…

– Co pani wie o okolicznościach kradzieży skutera – zapytał uprzejmie pan sędzia.

– …Nic!… – zrobiłam oczy jak spodki.

Sędzia się stropił. Chciał wiedzieć, po co panu Romanowi taki świadek, co nic do sprawy nie wnosi.

– Bo świadek może powiedzieć, że jak jestem pijany, to nie bluzgam. A ci (tu pan Roman wskazał pustą ławę oskarżonych, którzy nie stawili się na sprawie) powiedzieli, że chodzę pijany i bluzgam.

Sędzia chwilę milczał i widać było, jak usilnie stara się zachować powagę Wysokiego Sądu. Zmarszczył brwi i zapytał:

– Czy pan Roman pije alkohol?

– Lubi! – odpowiadam zgodnie ze złożoną przysięgą.

– A czy jak się napije to bluzga? – sędzia dziwnie przygryzł wargi.

– Nie bluzga Wysoki Sądzie! Jest bardzo uprzejmy, bo nawet gdy zdarzy mu się zasnąć pod moją bramą, a ja go obudzę, to wstaje, kłania się i dziękuje, że go obudziłam.

Sędzia otarł kącik oka, a ja musiałam dyskretnie użyć chusteczki, bo obawiałam się, że mi makijaż popłynie.  Ryczeliśmy z tłumionego smiechu, a wszystko w majestacie sądowej powagi.

– Ale o kradzieży skutera pani nie wie nic?

– Nic!

Sędzia przez chwilę przełykał ślinę, by z wielką powagą zwrócić się do pana Romana.

– Świadek był wiarygodny i przekonał Sąd, że jak pan się napije, to nie bluzga – powiedział dziwnie wysokim głosem.

Wiedziałam, że jeszcze chwila, a Wysoki Sąd wpadnie w histeryczny śmiech, z którego tak prędko się nie wykaraska. Wychodziłam z sali rozpraw w mokrymi od tłumionego śmiechu oczami. Nie wiedziałam, czy moje zeznania usatysfakcjonowały pana Romana. Ale chyba, tak. Potem, jak mnie nie było (zaczął się panel), zaczepił moją mamę i przynał:

– Wzruszyłem się.

Ja do tej pory chodzę wzruszona.

A teraz siadam w końcu do pisania książki.

admin

2 października 2011

No i znowu muszę się kajać i obiecywać, że się poprawię. A to czas zwariował, nie ja! Przecież byłam w międzyczasie nad morzem, zapisałam kupę kartek… No, nie miałam czasu tu zaglądać, sorry!

Na ostatniej sesji rady Miasta ktoś wyciął taki numer, jak kiedyś mój pies na konferencji prezydenta Siedlec. Mianowicie na tej tejże konferencji, moja Clarabella, którą musiałam zabrać do doktora, więc poszła od razu ze mną na konferencje prasową – po cichutku puściła bąka. Siedziałyśmy na szczęście na końcu, żeby nie wzbudzać sensacji (no wiecie, pani z pieskiem i takie tam), ale Aneta ze SPINU czujnie spojrzała w naszą stronę i nawet lekko się zarumieniła. Zakłopotana była. Zaczęłam więc dawać jej dyskretne znaki, że to nie ja. Kiwała głową jeszcze bardziej zakłopotana: tak, tak, nie przejmuj się. To naprawdę była niezręczna sytuacja!

A na sesji siedzimy sobie jak zwykle w kącie szyderców i patrzymy, jak po tradycyjnej przerwie w obradach zmierza do nas Mazzi z Radia dla Ciebie. I nagle z twarzą Mazziego robi się coś dziwnego. Zawsze pogodna i uśmiechnięta wykrzywiła się nagle tak, że nos niemal dotknął mu ucha. My w rechot, a Mazzi tłumaczy:

– Ale tam śmierdzi!

Nikt mu nie uwierzył, bo Mazzi krzywił się niedaleko nas, a my nic nie czuliśmy. Zaraz jednak na salę wszedł skarbnik miasta. I powtórzył gest Mazziego. Zamknął się jakoś w sobie, wytrzeszczył oczy i rozejrzał się w koło tak, jakby chciał kogoś zabić.  Ryknęliśmy takim śmiechem, że dobrze, że nas z obrad nie wyrzucili. Aneta przytomnie zauważyła:

– Przecież Mariola nie ma psa…

No i znowu ryczeliśmy. A ten „śmierdziel” był jakiś dziwny, okazało się. Nie wędrował, tylko stał w jednym miejscu. Przepraszam, że dziś o takim niewybrednym temacie piszę, ale jak się ma do czynienia z takim fenomenem… Nie to, żebyśmy zaraz tropili, kto śmierdziela uczynił, nic z tych rzeczy! Niech sobie pozostanie tajemniczy… Ale kłopot był.

A na konferencje już nie chodzę z psami. Nieobliczalne są. :)))


FireStats icon Działa dzięki FireStats