25 grudnia 2011
Zdrowych, szczęśliwych i wesołych!!!! Dziękuję wszystkim za świąteczne życzenia! Pozwólcie, że tutaj odpowiem wszystkim: bądźcie szczęśliwi i niech spotykają was same dobre rzeczy!!!
Przy okazji świąt zrobiłam rachunek sumienia. I wyszło mi, że niektórzy mają ze mną krzyż pański. Przed samymi świętami, na przykład, straciłam pogodę ducha i puściłam siarczystą mięsną wiązkę z dźwięcznym, mocno podkręconym „rrr” w środku. Trafiło na rzecznika policji.
Jerzy Długosz, rzecznik siedleckiej policji, to Anioł. Chyba prawdziwy. NIGDY nie używa (nie słyszałam) brzydkich wyrazów. Cierpliwie czeka, aż wyrzucę z siebie, to co mam do wykrzyczenia i bardzo grzecznie mówi, że oddzwoni. I oddzwania. Nigdy nie jest obrażony. No, ale przyznam, że bluzgam tylko wtedy, gdy chodzi o zwierzęta i nieumiejętną policyjną interwencję. TYLKO wtedy. Rzucam, za przeproszeniem, ku…mi, jakbym się urodziła z tym słowem na ustach. Nigdy nie bluzgam, gdy chodzi o inne sprawy. Tylko przy biednych zwierzakach czuję się tak bezsilna, dostaję takiego amoku, że drę się „idźcie, ku..wa, na jakieś szkolenia!”, a jak już policjanci się przeszkolili, to rozpaczałam „to co to, ku..wa, za szkolenia były?! Idźcie, ku..wa, jeszcze raz!”.
Teraz bardzo nad tym ubolewam. Rzecznika przeprosiłam, ale ten ANIOŁ (prawdziwy chyba), stwierdził pocieszająco, choć z pewną rezygancją:
– Pani redaktor, nic się nie stało… Taki pani temperament.
Gdybym umiała piec ciasto, to bym mu upiekła! Słowo! Ale, że nie umiem, to mu kiedyś umyję samochód. Ponoć to męski sposób wyrażania uczuć, ale nic na to, ku…a, nie poradzę. Ups!
A przed świętami dostałam renifera z piernika. Upiekła go Ewa, która tu często wpisuje się na blogu, jedna z moich najukochańszych czytelniczek! Przywiozła reniferka do redakcji. Jak on pachniał!!!!
Przyznaję: zeżarłam renifera! Nie mogłam się powstrzymać! Gdyby nie głęboka samoakceptacja, pewnie bym się teraz kiwała w pozycji embrionalnej i powtarzała: nienawidzę się za to. Ale, co tam! Renifer był pyszny!!! To był mój pierwszy zeżarty renifer i dobrze mi z tym!
Wczoraj na Wigilii u mojej mamy było bardzo fajnie. Wszystkie babeczki przyznały, że trochę utyły. Hehe… nawet moja matka spuściła skromnie oczęta i wyznała:
– No, dobra… ja też troszkę przytyłam…
Jak miło tak tyć w towarzystwie. Nie za dużo, ot tak, dla pikanterii. Żeby życie miało smaczek. Piszę o tym, bo właśnie stoi przede mną talerz z pysznościami, które mam zamiar zjeść. Aczkolwiek od konsumpcji renifera nic mi jeszcze tak nie smakowało, jak on. No, ale to przecież to dopiero pierwszy dzień świat, no nie? To wszystkiego najlepszego! I nie krępujcie się. Pochłaniajcie wszystko, jako i ja pochłaniam. Wesołych świąt!!!!