8 marca 2012
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Za sms, za kartki, za maile, za nagrania na poczcie TPSA:))) Normanie jestem kobietą!:)) Jakby ktoś miał wątpliwości to mu walnę po oczach tymi życzeniami!
Od razu zastanawiam się nad różnicami między kobietą, a mężczyzną. Powiem krótko: są. Nie będę wchodzić w techniczne szczegóły:) Bardziej zdumiewające są te nietechniczne.
Wracałam ostatnio z wystawy psów w Jarosławiu cała zadowolona, bo i piesek zakończył czempionat, no i GPS działał. Mój syn zawsze nie może się nadziwić, gdy wydzwaniam do niego z pretensjami, że nawigacja nie działa. Wydzwaniam, bo dostałam GPS od niego. To niech bierze odpowiedzialność! Już nie raz było tak, że bachor siedział przy mapie i telefonicznie prowadził mnie po zaułkach, bo cholerne ustrojstwo nie chciało ze mną współpracować. Tym razem działało, doprowadziło jak trzeba. Wracam, a tu przed samym Łukowem wypadek! Droga zamknięta. Trzeba jechać objazdami, aby wjechać do miasta od strony Kocka… Cóż… Zaufałam GPS-owi… Skurczybyk przewiózł mnie w kółko! Wyjechałam pięknie w to samo zablokowane miejsce!
Dochodziła 21, ciemna noc, no po prostu dupa! I wtedy pomyślałam o Piotrusiu! Toż to stary harcerz, potrafi się w lesie nie zgubić, to mnie poprowadzi! I mieszka w Łukowie, więc teren zna.
– Jestem w jakimś Zofiborze. Jak mam dojechać do Łukowa od strony Kocka? – pytam, gdy tylko odebrał telefon.
Piotruś zastanowił się przez chwilę.
– Czy jedziesz na zachód? – pyta uprzejmie.
– Kurwa! Piotruś, ciemno jest, noc! Nie wiem, czy jadę na zachód! – wyrwało mi się wprost z serca.
– Hmmm… Nie masz kompasu – stwierdził Piotruś z pewną dezaprobatą.
Fakt. Nie miałam… Piotruś zrezygnował z przekonywania mnie do wynalazków i łopatologicznie wytłumaczył, co będę widziała przed sobą jadąc dalej. Był lepszy od kompasu, ale już mu tego nie powiedziałam. Jednak resztę drogi przejechałam dumając nad złożonością męskiej natury. W życiu by mi do głowy nie przyszło, żeby jeździć z kompasem! Jedyne udogodnienie, jakie sobie ostatnio sprawiłam, to wielka lupa, żeby mi się lepiej mapę czytało!
Dojechałam do domu szczęśliwie. A tam wita mnie moja matka, bardzo zadowolona, bo przyniosła sama osobiście zapas brykietów do kominka. Żeby córcia po podróży nie musiała jeszcze dygać po opał.
– Wydłubałam – powiedziała dumnie, a ja jakoś na to nie zwróciłam uwagi.
Dłubanie wyjaśniło się następnego dnia. Otóż brykiet był świeżo przywieziony w wielkim worze (takim co to się w nim zmieściła ponad tona). Wór leżał na boku. Od strony dom był jak najbardziej otwarty, niczym paszcza wieloryba. Z drugiej strony psy wygryzły niewielką dziurkę. Taką, że akurat mieścił się w niej jeden brykiecik. No i moja matka wydłubała tą dziurką brykiet do dwóch wiaderek. Gdy rano popatrzyła, jak beztrosko ładowałam opał od właściwej strony, powiedziała tylko:
– Oooo… a ja dłubałam….
Po prostu nie zauważyła paszczy wieloryba…
Jak sami widzicie różnice między kobietą, a mężczyzną są. Facet w życiu by brykietu nie wydłubywał, a kobietka zapewne chciałaby z kompasu oczytać godzinę.
Ja tam do kompasu nie jestem przekonana. I tyle. A wszystkim paniom życzę dziś wszystkiego najlepszego i jak najmniej dłubania!