23 października 2009
Stukam w klawisze palcem lewej ręki. Prawa jest pozszywana, bom wczoraj zrobiła sobie prywatną masakrę piłą mechaniczną.
– Jakby cię matka dopadł Zorro – fachowo stwierdził Bachor, z lekką bladością na licu.
I zawiózł mnie do szpitala na szycie. Pan doktor był z gatunku anemicznych. Patrzył na ranę i wydawał z siebie:
– Ooo, eeee, aaa.
Pochylił się nad raną i powiedział absolutnie bezbarwnym głosem:
– To jak znak Zorro.
Świetnie.
Moja ręka ostatnio jest tematem rozmów. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest bohaterką. A wszystko przez prezydenta Siedlec. Ten całkiem porządny człowiek obraził się na mnie po krytycznych artykułach. No i na ważnej konferencji prasowej ostentacyjnie nie podał mi ręki.
– Nie podam pani ręki, dopóki mnie pani nie przeprosi – zapowiedział z rumieńcem na twarzy.
O żesz!
Już tego dnia wieczorem zaczęłam otrzymywać telefony od ludzi, którzy pytali, czy będą mogli mi uścisnąć dłoń. Też ostentacyjnie. Jeden z urzędników, zaraz po konferencji prasowej podbiegł i nie tylko mi dłoń wyściskał, ale jeszcze wycałował.
No i ja teraz tę rękę mam w bandażu. Jak mi ją będą ściskać i całować, ja się pytam?
Najgorzej było powiadomić Krzysiaczka. On delikatny i wrażliwy jest. No i nas kocha, więc się przejmuje.
– Krzysiu, ty się nie denerwuj, nic mi nie jest, naprawdę się nie denerwuj – zaczęłam dyplomatycznie.
Krzysio od razu dostał słabego głosu.
– Co się stało?!
No to delikatnie zaczęłam o tym Zorro…
– Musiałem usiąść – poinformował mnie Krzysio.
Wyjaśniłam, że nie ześlę mu na razie tekstów, bo klikam palcem lewej ręki. Ale Krzysio jest kochany i od razu wybaczył.
Od wczorajszego wieczora nie miałam siły aby wytrzeć krew z terakoty. Dzisiaj rano wstawiłam naczynia do zmywarki i mną siekło, bo ona też pochlapana krwią. No i też jeszcze nie wytarłam. Poczekam, aż Bachor się obudzi i uprzątnie ślady działalności pilarskiej.
I nie mogę sobie darować, że pocięło mnie przy OSTATNIM kawałki drewna. Cholerny Zorro.

23 października, 2009 o godz. 10:13
No, naprawdę się przejąłem! Mariolko! A może pomyślisz o mężu na godziny? Są takie ogłoszenia… Że gniazdko elektryczne naprawi na przykład… To może i pieńki zerżnie? A ja byłbym spokojniejszy!
3maj się! Do poniedziałku!
23 października, 2009 o godz. 11:59
A bo ja wiem… Jeszcze obcy mnie potnie tą piłą, a tak, to wiesz… w rodzinie zostaje, he he… A Justyna powiedziała, że teraz wszyscy pomyślą, że mnie prezydent Kudelski z piłą dorwał, żeby nie tylko ręki nie uścisnąć, ale uciąć ją przy samej… no wiesz…
23 października, 2009 o godz. 3:05
Ta ręka jest w tej chwili doskonałą wymówką dla tych, którzy nie chcieli jej uścisnąć. Nadal tego nie zrobią- z troski, by nie zwiększać bólu…
23 października, 2009 o godz. 10:55
O rety!!! Gęsiej skóry dostałam, gdy to czytałam. Dobrze, że ścięgna całe. Trzymaj się, Margolko! (Jak najdalej od piły… 😉
A ten mąż na godziny to świetny pomysł. 🙂
24 października, 2009 o godz. 8:30
Na najbliższą sesje Rady Miasta zakładam odświętny bandaż. Na wszelki wypadek, jeśli jednak będą chcieli ściskać.
24 października, 2009 o godz. 8:32
Ciągle mam opór z tym mężem na godziny. Bo wtedy, to jakbym była żoną na godziny. I tak dobrowolnie nakładać sobie pęta?
24 października, 2009 o godz. 6:56
Siedzimy w Moskwie i martwimy sie Twoja nieodpowiedzialnoscia. Pies tracal meza na godziny, bo jak sama zauwazylas to tylko klopot, ale chlopa ze wsi moglas najac … trzymaj sie cieplo. Elzbieta i Marcin
25 października, 2009 o godz. 10:52
Pięknie, to już w Moskwie wiedzą… Kochani, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Myślę tak sobie, że przy następnych pieniach patriotyczno-turystycznych przy ognisku, będzie doskonała okazja do bohaterskiej licytacji:
– O patrz, tutaj blizna!
– A ja mam tutaj!
– A ja mam większą!
– A ta po kuli.
– A ta po kosie.
Mówię wam. Będzie fajnie.
25 października, 2009 o godz. 1:03
No tak…”Wsi spokojna, wsi wesoła…”, ale to z pewnością nie TA wieś!Ty lepiej ubezpiecz wszystkie swoje kończyny, to przynajmniej Bachor będzie zadowolony…:)
25 października, 2009 o godz. 4:12
Pomysł dobry. Zważywszy, że przecież napalona jestem na krajzegę. Tfu!
25 października, 2009 o godz. 9:18
Co do bohaterskiej licytacji-to nic nie równa się z moją platynowo-tytanową sztuczną kostką ,która juz nie jednemu ancymonowi-pozostawiła trwały ślad stopy na częsci ciała,którą opalić najtrudniej.
Mariolciu -także pamiętaj na następną sesję RADY MIEJSkIEJ idziemy razem.”TERMINATOR 4″,”Smoczopolna masakra piłą łańcuchową 1″-kto temu sprosta?
25 października, 2009 o godz. 10:28
Wioluś, na ciebie zawsze można liczyć! Twoja noga i moja ręka, no i ta piła… Czy świat jest w ogóle na to gotowy?
27 października, 2009 o godz. 12:38
Łomatko, Mariola! A to mnie zmartwiłaś! Piła to nie zabawka dla takich drobnych dziewczynek, żeby nie wiem jakie były dzielne. Czy już nie ma żadnego chłopa ( bo mąż na godziny to nie jest to) żeby Ci pomógł? Uważaj na ręce, bo książki będziesz pisała nosem, cholera jasna! Widziałaś palce, a raczej ich brak na lewej ręce Tadeusza? To właśnie była piła elektryczna…
29 października, 2009 o godz. 9:05
A moja jest spalinowa :). Cały kłopot w tym, że ja strrrasznie lubię piłować, kosić, rąbać, przybijać, kopać, ryć, i takie tam… Zboczenie jakieś. Niedawno Waldi przywiózł trochę wiertełek (Ania użycza go do co cięższych prac) i teraz chodzę i patrzę, gdzie by tu powiercić. Wiem, wiem… byle nie w nodze dla odmiany.