10 stycznia 2010
Zupełnie zapomniałam wam powiedzieć! Bardzo medialnie rozpoczął się ten rok. Zaczęło się od styczniowego numeru DOBRE RADY. Jestem tam! I to przed przepisami kulinarnymi! Małgosia Sobieszczańska (scenarzystka, m.in. od „Domu nad rozlewiskiem”) powiedziała, że to BARDZO dobre miejsce. Ha! W dodatku mam dobre towarzystwo: moja historia została połączona m.in. z historią Wadny Kwietniewskiej (piosenkarka WADNA I BANDA). Elżbieta Turlej opisuje moją przygodę z Bilą, uratowanym psem (jakich na Smoczym Polu jest trochę, he he).
Polecam wam zdjęcie a Bilą. Co prawda grzywkę mi na deszczu skręciło (okropność), ale chodzi o spojrzenie Bili. Wiola to wychwyciła bezbłędnie: Bila patrzy na mnie, oddając w spojrzeniu swoje serce. Normalnie, chyba mnie kocha. Bila, ofkors.
A potem byłam w głównych Wydarzeniach w POLSACIE. Też chodziło o uratowanego psa. Ktoś mu życem zdarł kawał skóry z karku. Koszmar. (Niunia ma już nowy dobry dom!).
No i jeszcze potem byłam w Radiu ESKA.
No i wystarczy. Po reportażu w POLSACIE wszyscy do mnie dzwonili w sprawie zwierząt. A ja akurat wzięłam urlop i wyłączyłam telefon. Bachor zajechał do redakcji i dzwoni w panice:
– Włącz telefon, bo tu ludzie nie mogą pracować! Cały czas są telefony, że do ciebie się nie można dodzwonić.
No to, włączyłam. Odebrałam kilka skarg i próśb, między innymi o to, abym załatwiła budki lęgowe dla szpaków dla jednego pana. Świetnie.
Wczoraj nas zawiało. Musieliśmy pojechać po jakiś prowiant. Przytomnie wzięliśmy łopaty. Tina odkłaczała swój elegancki płaszczyk.
– Daj spokój, zobaczysz, co nas czeka – patrzyłam sceptycznie na walkę Tiny z psimi włosami na płaszczyku.
Ha! Potem jej to wypomniałam, gdy leżałyśmy w śniegu, a Bachor mało jej nie przejechał. Bo jej leżącej w zaspie nie widział. Cały czas kłóciliśmy się z Bachorem o styl jazdy w zaspach. Zamienialiśmy się za kierownicą, na zasadzie:
– Zobacz, jak się to robi!
I, sru! Znowu postój i łopaty. Z pewną zgrozą minęliśmy karawan. Rany! Kondukt pogrzebowy w tych zaspach! Lepiej o tym nie myśleć.
Zapasy zrobiliśmy wspomagając rodzimy biznes. Do Siedlec nawet nie próbowaliśmy dotrzeć. Na przekór zimowym okolicznościom przyrody zrobiliśmy pyszne naleśniki i deser z bitą śmietaną. Bitą śmietanę w proszku znalazła w szafce Tina.
– O! Trochę przeterminowana – zmartwiła się po pierwszej euforii.
– Który rok? – dopytywał się Bachor spod gorącego prysznica.
– 2006 – markotnie przynała Tina, patrząc na datę przydatności.
– Ja tam obrzydliwa nie jestem – zaznaczyłam. – I wcale się takimi datami nie przejmuję.
No to Bachory zrobiły tę bitą śmietanę.
– Nie jest taka jak u Stefano – oceniła Tina.
(Stefano jest fanem naturalnej bitej śmietany i robi ją w jakimś syfonie, kiedyś jadłam – była boska!).
Nasza bita śmietana miała dosyć kremowo-maślaną konsystencję. Nie była puszysta. Ale, zjedliśmy. Bachorom nic, ale ja dostałam wysypki na twarzy. Chodziłam, jak burak czerwona. Ale do dziś zeszło. Za to naleśniki pyszne. Aha, i jeszcze wyłamałam na wietrze drzwi do ganku. Bachor musiał w zadymce je ściagać i naprawiać zawiasik. Same przygody.
Mam nadzieję, że dziś będzie spokojniej. W końcu, mam urlop! I chcę się zregenerować! Czy zima mnie słyszy?! No!

10 stycznia, 2010 o godz. 11:41
Ale Ci zazdroszczę tej prawdziwej zimy na Smoczym Polu! W mieście nie jest tak pięknie 🙁
Tadeusz prosił, żebym Cię spytała, czy do tego traktorka – kosiarki nie da się przyczepić czegoś w rodzaju pługa śnieżnego. On by przyczepił 🙂
11 stycznia, 2010 o godz. 10:16
Da się, da się! Ale zimy były nie zimowe, że nie zdażyłam się zaopatrzyć. Do traktorka jest specjalny osprzęt. Ale jeszcze w sklepie. Jak tylko zakupię, to dam znać! Dziś znowu nie wyjedziemy nigdzie, wszędzie leży snieg do kolan. Bachor został w domu i nie dotrał na zajęcia. Wszystko zawiane! Niehilton zasypany do połowy! Koty odmawiają wyjścia na dwór. Małe psy wpadają w zaspy i ich nie widac. Nawet ledwo słychać. Opał jest, prowiant też. Dzis robię barszcz ukraiński. Dobrze będzie.
11 stycznia, 2010 o godz. 11:22
Zaspy są skuteczne w krzyżowaniu naszych planów. Ja z powodu śniegu (to znaczy jego nadmiaru) zostałam bez makaronu do rosołu. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni- zrobiłam sama! Po raz pierwszy w życiu, od początku do końca sama! A jaki był pyszny rosołek z takim makaronem. Obawiam się, że mój mąż będzie odtąd zawsze zapominał kupić makaron…
Pani dzisiejszy barszcz ukraiński to „ku czci”? („Chodziłam, jak burak czerwona.”) A na deser ciasteczka i będzie jeszcze lepiej!
11 stycznia, 2010 o godz. 3:18
Nadmiar śniegu ma także właściwości wyszczuplające! Odkrycia tego dokonałam dzisiaj podczas odśnieżania podwórka. Po skończonej pracy byłam mokra jak po wyjściu z sauny. Obawiam się tylko, że jutro poczuję nawet te mięśnie, o których dotychczas nie wiedziałam, że je mam…
11 stycznia, 2010 o godz. 5:29
Wysypka zeszła, na szczęście. Postanowiliśmy jeszcze zrobic dzisiaj zapas pierogów. Właśnie robimy farsze. Będą nawet ruskie! he, he! O odsnieżaniu wiemy co nieco. Tina musiała sie przebrać, bo tak machała łopatą, że jej po plecach płynęło. Bachor z termosem przebił się do pobliskiego miasteczka. Ale jest fajnie!
11 stycznia, 2010 o godz. 11:57
Co do wysypki, to może w końcu zaczniesz patrzeć na terminy :)przydatności 🙂
Matko! i córko! RUUUSKIEEE??? Macie szczęscie,że nas też nieźle zasypało… bo już bym tam była!!! RUSKIE…
12 stycznia, 2010 o godz. 10:58
No ty, to jak Tina masz takiego samego szmergla z tymi datami. Zawsze mam stresa jak zaglądasz do szafek.
13 stycznia, 2010 o godz. 11:43
Mariolcia -dla mnie ten KONDUKT ZALOBNY + DATA PRZYDATNOŚCI ROK 2006 NA OPAKOWANIU BITEJ SMIETANY -znasz mnie- to już ZNAK -wiesz,że jestem przesądna-ha ha ha-dobrze,że to się tylko tak skonczyło -ha ha ha
O ile pamiętam jesteś chyba uczulona na niektóre produkty mleczne.
A co Stefanowej Smietany-mniam -pamiętam jej aksamitny smak z MWPR w Warszawie-ale była pyszna -mniam
13 stycznia, 2010 o godz. 3:09
Wygląda na to, że to tylko ja zupełnie nie dbam o daty na opakowaniach. Ot, co znaczy harcerskie wychowanie. No wiesz… harcerz w potrzebie to jagodą się pożywi, igliwiem, dżdżownicą…