13 sierpnia 2008
Przyjechała do mnie na wakacje druga żona mojego pierwszego męża. Przywiozła ze sobą czteroletniego Jasia, przyrodniego brata Karolka. Mam teraz deja vu: oto biega mi po salonie malutki Karolek (tak są podobni). Na początku strasznie się martwiłam:
– Jeśli Ania jest pedantką, to będzie u mnie cierpiała – myślałam z niepokojem mając przed oczyma 12 psów, z których 7 na co dzień przebywa w domu, nanosząc tony piachu z dworu.
Ale jest w porzo. Nigdy jeszcze nie miałam tak lśniących podłóg! Ania jest świetną babką: robi klopsy, zbiera ogórki i udaje jej się w dodatku zapanować nad absolutnym porządkiem w chałupie. Nie wiem, jakim cudem to jej się udaje, bo ja w tym czasie piszę i nawet mi na rękę nie wnikać w szczegóły.
Już pierwszego dnia Ania przeszła chrzest bojowy. Odebrałam ją z dworca i przywiozłam wprost w rojowisko moich ciotek i pociotek. Ot, akurat była nasiadówka grillowo-rodzinna na Smoczym Polu. Rodzinkę to ja mam specyficzną, choć kochaną. Moja mama od razu dała plamę przed Jasiem, który mimochodem wspomniał, że ma czapkę niewidkę.
– Gdzie jest Jasio, gdzie jest Jasio? – kwiliła obłędnie, siedząc naprzeciw niego.
– Tutaj jestem – ze zdziwieniem stwierdził Jaś, przyglądając się mojej mamie podejrzliwie.
Akurat zdjął czapkę niewidkę. Mama miała pecha i małego kaca moralnego, że taka jest ślepa, czy co.
Zlot ciotków i pociotków owocuje tym, że oplotkowuje się tę część rodziny, której akurat na grillu nie ma. No i bach! Po godzinie upojnych komentarzy na temat rodzinnych sekretów i niedyskretności, dojechała oplotkowana rodzina. Ania zwrot akcji zniosła dzielnie.
Jutro jedziemy z Anią i Jasiem do Korczewa, bo tam, w parku przy pałacu jest magiczny kamień Menhir. Moje życzenia spełnił, więc Ania się napaliła. Będzie wokół niego krążyć i dotykać i myśleć marzenie. Bo tak to się robi.
Co znamienne, niewiele gadamy o moim pierwszym mężu (za drugiego i trzeciego przewidująco nie wyszłam za mąż, co znacznie obniżyło koszty rozstania), czyli obecnym mężu Ani, ojcu Jasia i mojego Karolka. Ale to, co czasem nam się wypsnie, jest jednocześnie i znajome i zupełnie nowe. Widzimy go jednak inaczej. Ania bardzo go kocha, taką piękną, mądrą miłością, na jaką mnie nie było stać osiemnaście lat temu, kiedy się rozwodziliśmy. I tak sobie myślę, że ten świat jest naprawdę fajnie urządzony. Po wielu latach Karol zyskał prawdziwego brata (którego bardzo kocha), a moja rodzina Anię. Bo bardzo nam przypadła do serca. No i nie mogę przecież zapomnieć o tych błyszczących podłogach. Naprawdę, nie wiem, jak ona to robi?!

13 sierpnia, 2008 o godz. 8:26
Niesamowita jesteś. Nie każda kobieta tak by potrafiła. To znaczy: zaprzyjaźnić się z drugą swojego pierwszego.
Jaka szkoda, że Ty tak STRASZNIE daleko od Krakowa mieszkasz. A może i dobrze… Stale bym u Ciebie siedziała :))
13 sierpnia, 2008 o godz. 10:14
Nic straconego Lucy. Jeśli zniesiesz podłogi zapiaszczone przez 28 psich łapek, to nie zwlekaj, tylko przyjeżdżaj! Mam przestronny pokój gościnny, do którego nawet nie wchodzą psy :), bo okupują moja sypialnię, oczywiście. Więc, jeśli kiedyś nad Krakowem zawiśnie smog… osobiście odbiorę cię z dworca, albo wyrysuję mapkę, jak dojechać na Smocze Pole.
13 sierpnia, 2008 o godz. 10:47
Dziękuję za zaproszenie 🙂 Uważaj, bo mogę kiedyś skorzystać…
Ale to może kiedyś. Tymczasem wybieram się we wrześniu z osobistym narzeczonym na południe kraju, więc to trochę nie po drodze 🙂
14 sierpnia, 2008 o godz. 9:49
Ale, jakby fantazja was powiodła bardziej na wschód, to gościnę macie zapewnioną!
26 sierpnia, 2008 o godz. 9:22
Sorry, ale ja nic nie rozumiem!