Archive for maj, 2008

admin

9 maja 2008

Och, nie, to nie o sprzedaż praw autorskich za granicę chodzi (niestety). Niemniej „Gonić króliczka” jest tłumaczone z polskiego na włoski. Dzieje się to wiekopomne wydarzenie na zajęciach dla studentów III roku filologii romańskiej na lubelskim UMCS.

Czi znasz to zdanie? – zapytał mnie podstępnie Stefano Gandini, wykładowca swego rodzimego języka na UMCS. I zacytował z „Gonić króliczka”:

„Zawiedziona miłość nie znosi czułego tarmoszenia przez osoby postronne”.

Ja wiem, czo znaczy po polsku „tarmoszić”, ale ja nie umiałem przetłumaczyć na włoski „cziułego tarmoszenia” – przyznał. – Czi to oksymoron?

Okazało się, że „Gonić króliczka” jest jedną z książek, którą studenci tłumaczą na zajęciach z polskiego na włoski.

Przetłumaczyliśmy jedną stronę, drugą – wyliczał Stefano. – Chciałem już zakończyć, ale student jeden mówi: „O, tu jest jeszcze piękne zdanie”.

No i o to tarmoszenie chodziło.

Jest jeszczie jeden fascinujący cziasownik. „Pręży”. To chyba kot się pręży, a u ciebie wąż?

Chodziło o tatuaż książkowego Pana Marcela – „dumnie prężący się wąż”, o którym wiedziała, oczywiście, tylko dziewczyna Pana Marcela.

Na koniec Stefano zestresował mnie mocno.

Będę czitał twoją książkę długo i będę bardzo krityczny – podsumował wrednie.

Taak? To ja cię Stefano CZULE TARMOSZĘ, w takim razie! A studentów III roku romanistyki gorąco, serdecznie pozdrawiam. I podpowiadam: niech Stefano przetłumaczy, co znaczy, że bohaterka książki „szarga ryja”. Jest na 12 stronie.

admin

8 maja 2008

Niesamowicie boleśnie odczuwamy w redakcji fazy księżyca. Czy zauważyliście, że faktycznie przy pełni, a często też przy nowiu, w ludziach budzą się demony? Bolesność faz nie dotyczy naszych wzajemnych relacji, nie. Przy pełni nawiedza nas więcej ludzi „odlecianych”, a przy nowiu – agresywnych, wręcz żądnych krwi.

Ależ proszę pani, ten pan dostał już wyrok, zapłacił karę i zadośćuczynienie, ewidentnie żałował tego, co zrobił – ze zdziwieniem przeglądałam dokumenty, które pewna kobieta przyniosła do redakcji. Sprawa jest zakończona od dwóch lat, więc o co kobiecie chodzi, czego jeszcze chce?

Uważam, że to za mało – stwierdziła mściwie. – Musicie go jeszcze opisać.Trzeba go zniszczyć!

To był nów. Podczas nowiu ludzie dzwonią z donosami, wysyłają wstrętne anonimy, skrażą się na sąsiadów, wójtów, na wyrodne dzieci lub na małżonka. Przy pełni, niestety, odwiedzają nas także osoby chore. Tak, jak piękna młoda dziewczyna, która usiadła naprzewko mnie i z rozpaczą stwierdziła:

Ktoś musi mi pomóc, bo oni mnie prześladują!

Oni, to znaczy, kto? – pytam.

No, ONI! – znacząco mówi dziewczyna o delikatnej twarzy Madonny, a ja już wiem, że jest pełnia. I ściska mi się serce. Dziewczyna jest naprawdę piękna, delikatna, taka krucha!

Czy wzywała pani policję? – rozmawiam z nią, bo tylko to mogę zrobić.

Tak, ale to nic nie daje, bo jak podjeżdża policja, to oni zeskakują z parapetu i policja mi nie wierzy.

No, ale to chyba policja widzi tych zeskakujących z parapetu…

Nie, bo ONI są tacy malutcy, że ich prawie nie widać! Prześladują mnie. Hałasują. Nie mogę tak dłużej.

Mam ochotę pogłaskać tę smutną, umęczoną buzię. Dodać jej jakoś otuchy, sił do walki z życiem i chorobą.

To może nie zwracaj na nich uwagi, udawaj, że ich nie widzisz. Znudzą się i pójdą sobie -proponuję.

Mogę spróbować – mówi dziewczyna i grzecznie się ze mną żegna. Ja mam już zepsuty dzień do końca. Tak bardzo mi jej żal.

Mniej natomiast mi żal pani z drugiej pełni.

Z parku znikają drzewa i ptaki. Jednego dnia są, drugiego nie ma. Podejrzewam, że to sprawka wójta – mówi pani konspiracyjnie, a ja wrednie bronię się tym, że pani jest z terenu Garwolina, więc „podlega” pod Justynę. Próbuję wziąć od pani numer telefonu, by przekazać koleżance, którą zresztą bardzo lubię, ale „lajf is brutal”.

Ale ja mam telefon na podsłuchu – zastrzega. – Nie dam, dla bezpieczeństwa.

Jasne. Więc mówię jej, kiedy Justyna będzie w redakcji, ale pani nie słucha tylko opowiada koszmarnym słowotokiem o tajemniczych zniknięciach. Przerywam tyradę, tłumaczę, że zamykamy numer i nie mogę z nią rozmawiać, niech się umówi z Justyną. Pani wychodzi, za chwilę wraca.

Nie wzięła pani mojego telefonu! – mówi z pretensją.

Bo ma go pani na podsłuchu – odpowiadam z podobną urazą.

A, faktycznie.

Pani wychodzi. Uff.

Przy pełni i przy nowiu przydałby nam się w redakcji psycholog. I może nie tyle dla tych, co nas nawiedzają, co DLA NAS. Już po tych nawiedzeniach.

admin

3 maja 2008

Kolejna bohaterka „Gonić króliczka” – Alberta, ta starsza pani z ewidentnym ADHD, niespełniona pisarka, która nie nosi okularów, bo wygląda w nich jak nietoperz, a nie jak laska… jest wypadkową większej części mojej rodziny. Podejrzewam, że na starość będę dokładnie taka, jak ona.

W Albercie jest dużo cech mojej ukochanej Babci. Babcia nienawidziła Jerzego Urbana i „hunty” Jaruzelskiego, choć jej jedyny syn, a mój ojciec, był zawodowym żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego i miał legitymację partyjną. Kochała Wałęsę. Po latach podobną miłością obdarzyła swego lekarza, który przed badaniem zawsze ją brał za rękę i pytał:

Jak się czujesz moja królewno?

Babcia wychodziła z gabinetu szczęśliwa i wzdychała:

Jaki to piękny mężczyzna! Taki rumiany!

Gdy zachorował Dziadek, Babcia nie umiała sobie poradzić z jednym: zawsze była w centrum uwagi rodziny, a tu nagle wszyscy pytają o Dziadka, wszyscy chcą wozić Dziadka po lekarzach, wszyscy go odwiedzają, rozmawiają, pocieszają, pytają o niego parę razy dziennie. No i raz, w ciężkim ataku furii, rozkazała mi:

Zabierz mnie stąd! W dupie go mam!

– Ależ Babciu! No, co ty gadasz! On cię tak kocha, listy miłosne do ciebie pisze, a ty mówisz, że masz go w dupie?! – nie mogłam jej tego darować, tym bardziej, że nigdy nie używała brzydkich wyrazów!

Taaak? To prawdę ci powiem! Ja to go każdej nocy szturcham łokciem po parę razy i pytam, czy żyje! A on ANI RAZU! Taki nieczuły! Egoista!

 Dziadek długo leżał w szpitalu. Był ulubionym pacjentem lekarzy onkologów. Nigdy się nie skarżył. Do Babci pisał listy miłosne zaczynające się niezmiennie od: „Jańciu! Ty nadal nóżki masz, jak baletniczka!”. W trakcie choroby nieświadomie zadał Babci jeszcze jeden cios nie do wybaczenia. Podczas chemioterapii, nie tylko nie wypadły mu włosy, ale ze szpakowatych zrobiły się ciemne, jak po farbowaniu. Dziadek wyglądał przez to na młodszego od Babci o jakieś 20 lat. A na punkcie swojego wyglądu i lat Babcia była niezwykle czuła.

Babcia przeżyła Dziadka o rok. Do końca udawała, że ma mniej lat, niż ma. Myślę, że świetnie dogadałaby się z Albertą. Choć na pewno nigdy w życiu by nie założyła wdzianka z lycry i nie tańczyłaby disco z harleyowcami. Ale lubiła stawiać na swoim i w tym była przebiegła, jak nikt! Jak choćby wtedy, gdy kazała mi się oświadczać Krzysiowi, mojemu koledze z redakcji. Ale to już historia na kolejną opowieść.


FireStats icon Działa dzięki FireStats